Liv znajdowała się dosłownie
na wyciągnięcie ręki – chorobliwie blada, poważna i wyraźnie
podenerwowana. Kiedy ją zobaczył, pierwszy raz doświadczył czegoś, o co
zdecydowanie by się nie podziewał: poczuł strach. To skutecznie wytrąciło
Damiena z równowagi, wzbudzając w nim ni mniej, ni więcej, ale
wątpliwości. Ze wszystkich możliwych emocji doświadczył akurat tej, która nie
powinna mieć racji bytu – nie w przypadku dziewczyny, której dotychczas
był gotów bronić na wszystkie możliwe sposoby, darząc ją uczuciem o wiele
silniejszym, niż jakiekolwiek inne, którego przyszło doświadczyć mu w życiu.
A jednak
widząc ją tamtego wieczora, tak nienaturalnie wręcz skupioną, naprawdę zaczął
się bać. W pamięci wciąż miał przebieg rozmowy z Adeline – każde
słowo, które padło z ust kobiety, jakimś cudem wzbudzając w nim
wątpliwości. Wszystko to, czego był świadom do tej pory, zniknęło równie nagle,
co wcześniej się pojawiło, a Damien przekonał się, że nieświadomie dotarł
do swego rodzaju granicy. Wcześniej w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego,
że w przypadku czegokolwiek, co dotyczyło Liv, mogłaby istnieć, a jednak
kiedy znalazł się tuż przy niej, bliski tego, żeby posunąć się krok dalej i ją
przekroczyć…
Czuł, że
jeśli sobie na to pozwoli, wtedy zmieni się wszystko. Problem polegał na tym,
że zdecydowanie nie był na takie posunięcie gotowy.
Milczał
zdecydowanie zbyt długo, by okazało się to naturalne. Czuł na sobie przenikliwe
spojrzenie Liv; te dziwne, obce tęczówki wydawały się go przenikać, jedynie
podsycając odczuwane przez mężczyznę wątpliwości. Choć wiedział, że to wina
soczewek – tak przynajmniej twierdziła dziewczyna, a on nie miał podstaw,
żeby jej nie wierzyć – coś w zieleni jej oczu niezmiennie przyprawiało go o dreszcze.
Zwłaszcza po tym, co powiedziała mu Adeline, mógł spodziewać się dosłownie
wszystkiego, jednak z drugiej strony… to przecież o niczym nie
świadczyło, prawda?
Nie mogło,
ale…
– Słyszałeś
o co cię zapytałam, Damien? – Głos Liv wyrwał go z zamyślenia.
Brzmiał zupełnie inaczej niż zazwyczaj, na swój sposób chłodny i co
najmniej… niepokojący. – Gdzie byłeś? Martwiłam się – dodała, ale coś w jej
tonie sprawiło, że zorientował się, że chodzi o coś więcej.
Instynktownie
napiął mięśnie, kiedy dziewczyna z wolna ruszyła w jego stronę. Przez
twarz Liv przemknął cień, ale nie skomentowała zachowania Damiena ani słowem, w zamian
udając, że niczego nie dostrzega. Poruszała się ostrożnie, z gracją, która
z jakiegoś powodu wprawiła go w konsternację. Być może to rozmowa z Adeline
oraz fakt, że ostatecznie znaleźli się z Liv sam na sam w ciemnościach,
sprawiły, że czuł się aż tak nieswojo, niemniej nie podobało mu się to.
Pierwszy raz nie chciał, żeby dziewczyna znalazła się blisko, choć jeszcze
godzinę wcześniej dałby się pokroić, byleby tylko móc wziąć ją w ramiona i mieć
pewność, że nic jej nie groziło.
–
Przepraszam cię – odezwał się z opóźnieniem, decydując się wziąć w garść.
Wciąż uważnie obserwował Liv, podświadomie woląc kontrolować każdy kolejny
krok. W oszołomieniu uświadomił sobie, że czuł się trochę tak, jakby nagle
znalazł się sam na sam z dzikim zwierzęciem, które w każdej chwili
mogło pokusić się o skoczenie mu do gardła. – Zniknęłaś mi z oczu i tak
jakoś… Szukałem cię – dodał, ale ona tylko potrząsnęła głową.
– U Adeline?
– rzuciła takim tonem, że już nie miał najmniejszych nawet wątpliwości co do
tego, że mu nie wierzyła.
Liv
przystanęła w niewielkim oddaleniu od niego, gniewnie mrużąc oczy i nawet
na moment nie odrywając od Damiena wzroku. Choć to wydawało się bez sensu, w tamtej
chwili był gotów przysiąc, że jej zielone tęczówki dosłownie jarzyły się w ciemnościach,
trochę jak u kota.
– Liv… – zaczął, po czym zamarł, bo tym
razem po prostu się roześmiała.
Ten dźwięk
okazał się zupełnie inny od tego, którego mógłby się po niej spodziewać, tym
bardziej, że w niczym nie przypominał tego melodyjnego, niewinnego
śmiechu, którym oczarowała go już podczas pierwszej rozmowy. Jakby tego było
mało, wydał mu się znajomy – i to nie tylko dlatego, że już miał okazję go
usłyszeć podczas jednego ze snów, które dręczyły go od chwili przyjazdu do tego
miejsca. To było coś więcej, choć za wszelką cenę usiłował o tym
zapomnieć, uparcie odpychając od siebie te najgorsze, dawno zepchnięte w zakamarki
umysłu wspomnienia.
Niemożliwe. Po prostu nie, ale…
– Liv,
posłuchaj… – zaczął raz jeszcze, ale tym razem dziewczyna nie pozwoliła mu
dokończyć.
– Daj mi
spokój z tym imieniem! – wybuchła, w ułamku sekundy tracąc
cierpliwość. Tym razem już nie miał wątpliwości co do tego, że najpewniej
dobrze wiedziała o czym rozmawiał z Adeline. Nie miał pojęcia jakim
cudem mogła tego dokonać, ale jakie to właściwie miało znaczenie? – Wciąż to
robisz i… Ach, Damien, jak długo jeszcze będziemy to ciągnąć? – zapytała
niemalże ze smutkiem, tym samym jeszcze bardziej go dezorientując.
– Nie
rozumiem – oznajmił, ale z jakiegoś powodu własne słowa wydały mu się
brzmieć niczym wierutne kłamstwo. – Nie wiem, co w tej chwili masz na
myśli… Hej, Liv, wróćmy na imprezę – dodał spiętym tonem, choć aż nazbyt
oczywiste było to, że dziewczyna nie miała ochoty na dalszą zabawę. Już się nie
śmiała, a tym bardziej nie przypominała mu radosnego chochlika, który
byłby w stanie tańczyć do rana, gdyby tylko dać jej po temu okazję. Nie
zmieniało to jednak faktu, że nade wszystko pragnął znaleźć się w towarzystwie
ludzi – tak dla pewności, gdyby… stało się coś wyjątkowo nieprzewidywalnego. –
Przepraszam cię, że tak zniknąłem, ale ja naprawdę…
– Dosyć! – zażądała i to jedno słowo
wystarczyło, żeby skutecznie go uciszyć.
Jej oczy
znów zabłysły w ten niepokojący, przyprawiający o dreszcze sposób.
Właściwie nie zarejestrował momentu, w którym Liv dosłownie
zmaterializowała się przed nim, rzucając nań jak jakaś dzika, rozjuszona kotka.
W pośpiechu chwycił ją za oba nadgarstki, stanowczo unieruchamiając, kiedy
spróbowała się na niego zamachnąć, za wszelką cenę usiłując trafić go w twarz.
Jej rysy wykrzywił grymas, a oczy zaszkliły się, choć tym razem łzy
zdecydowanie nie miały związku z tym, że poczuła się zraniona – nie tak po
prostu, bo zdecydowanie bardziej wyrazistym, niemalże namacalnym uczuciem
okazała się wściekłość.
Oparł się
plecami o ścianę pobliskiego budynku, kiedy naparła na niego całym ciałem.
Usiłował trzymać ją na dystans, choć zarazem nie mógł tak po prostu pozwolić na
to, żeby się do niego zbliżyła. Czuł, że gdyby tylko stracił czujność, wtedy
wydarzyłoby się coś niedobrego, a na to zdecydowanie nie mógł sobie
pozwolić.
– Dlaczego?
Dlaczego znowu mi to robisz, co Damien? – Jej gorączkowy szept miał w sobie
coś desperackiego, zresztą tak jak i spojrzenie, którym zdecydowała się go
obdarować. Z chwilą, w której spojrzał prosto w lśniące,
szmaragdowe tęczówki, ostatecznie uprzytomnił sobie, że nie było mowy o żadnych
soczewkach. Ten kolor był naturalny, ale… to najzwyczajniej w świecie nie
miało sensu. – Raz po raz, a teraz jeszcze udajesz, że niczego nie
pamiętasz… Naprawdę sądzisz, że tak po prostu ci uwierzę? – zapytała z goryczą,
potrząsając z niedowierzaniem głową.
– O czym
ty…?
Tym razem
zaczęła płakać, jednocześnie gwałtownym ruchem usiłując oswobodzić się z jego
uścisku. Nie pozwolił jej na to, zbyt zdeterminowany, by zmusić ją do
pozostania w miejscu. W takim stanie co najwyżej mogła zrobić krzywdę
sobie albo jemu, a to zdecydowanie nie wchodziło w grę.
– Przestań!
– wyrzuciła z siebie na wydechu. – Nie igraj ze mną, bo nie jestem głupia!
Wiem, że Adeline… – Zacisnęła usta, przez krótką chwilę koncentrując się przede
wszystkim na złapaniu oddechu. Drżała niespokojnie, wytrącona z równowagi
nawet bardziej niż wtedy, gdy tłumaczyła mu, że przewidziała, iż mógłby
nadejść. – Oczywiście, że nie mogła zostawić mnie w spokoju. Drążyła od
samego początku, ale… – Nagle roześmiała się w co najmniej niepokojący,
wręcz szalony sposób. – Jej biedna Chloe! Ale hej, ja niczego nie żałuję!
Żadnej z nich…
– O czym
teraz, do jasnej cholery, mówisz?! – nie wytrzymał, już nawet nie próbując jej
uspokajać. Zdecydowanym ruchem odepchnął ją od siebie na tyle, by móc
wyprostować się i chwycić za ramiona. – Liv, na litość Boską…
– Boga w to
nie mieszaj! – zadrwiła, nie szczędząc sobie złośliwości. – I Liv… Liv, Liv, Liv, Liv… Ciągle Liv –
wycedziła przez zaciśnięte zęby, z niedowierzaniem potrząsając głową. –
Kiedyś w ten sposób wypowiadałeś inne imię, prawda?
Coś w jej
pytaniu sprawiło, że poczuł się dosłownie tak, jakby ktoś go uderzył.
Gwałtownie zaczerpnął powietrza do płuc, próbując się uspokoić, ale to okazało
się niemożliwe. Czuł, że drży, ale nie miał pewności, czy to wina jego
napiętych do granic możliwości mięśni, czy może wciąż stojącej tak niepokojąco
blisko dziewczyny. Czuł na sobie jej spojrzenie i to wystarczyło, żeby
jeszcze bardziej go zdekoncentrować, doprowadzając do stanu, w którym
ledwo był w stanie nadążyć za tym, co działo się wokół niego.
Jakby tego
było mało, równie nieprawdopodobne wydawało się to, co właśnie mu sugerowała.
Przez krótką chwilę myślami znów był przy tamtym poranku, kiedy stali przy
tablicy ogłoszeń, a on wpatrywał się w kolejną z kolei
informację o zaginięciu młodej dziewczyny. Pamiętał wyraz twarzy Liv, jej
spojrzenie i słowa…
Te słowa,
które prześladowały go aż do tego momentu.
„Wiem, że już kilka osób zniknęło… I może
to nic, ale coś mi podpowiada, że żadna z tych dziewczyn już nie wróci.”
Jak
powinien to rozumieć i…?
– Liv…
Kolejny
grymas.
– I znowu!
– zniecierpliwiła się, po czym nerwowo zacisnęła usta. – Powiedziałam ci, że
masz przestać… Daj już spokój z tym imieniem.
– Ale…
Zdecydowanym
ruchem potrząsnęła głową. Nie zorientował się, kiedy i dlaczego poluzował
uścisk wokół jej nadgarstków, pozwalając, żeby przesunęła się bliżej i ujęła
jego twarz w obie dłonie.
– Przestań
ranić mnie w ten sposób, Damien… – wyszeptała niemalże błagalnym, drżącym
głosem. – Nie mów mi, że przez cały ten czas niczego nie zauważyłeś… Że o mnie
zapomniałeś. Obiecałeś mi – dodała z naciskiem, spoglądając mu w oczy.
Jej lśniące, zielone tęczówki, które… wydawały się takie znajome i… – Ja
zresztą też ci obiecywałam, kochany. Powiedziałam, że nigdy nie pozwolę ci o sobie
zapomnieć. Pamiętasz? Ty z kolei mówiłeś, że będziemy razem na zawsze…
Mówiłeś mi, że na zawsze, Damien!
– Ja nie…
Przywarła
do niego jeszcze mocniej.
– Oboje
wiemy, że teraz okłamujesz samego siebie – oznajmiła z naciskiem. –
Pamiętasz, co takiego było, kiedy mieszkaliśmy w Amhertst po raz pierwszy…
Musisz, chociaż to było bardzo dawno, prawda Damien? – Uśmiechnęła się słodko,
to jednak wciąż pozostawało zaledwie parodią tego, co dotychczas widywał na
twarzy Liv. Niczym jakaś okropna karykatura, której zdecydowanie nie chciał
zapamiętać. – Ile to już lat, co? Ile wieków? – Zamilkła, po czym z niedowierzaniem
potrząsnęła głową. – Ale ja pamiętałam. Czekałam przez cały ten czas… Bo wiesz,
ja zawsze otrzymuję obietnic.
Być może
mówiła coś jeszcze, ale już właściwie nie słuchał, zbyt oszołomiony sytuacją i tym,
co działo się w jego głowie. Już wcześniej miał mętlik, walcząc ze sobą i wspomnieniami,
których w równym stopniu pozostawał świadom, co i z uporem
usiłował trzymać na dystans. Zacisnął powieki, ale nawet kiedy sobie na to
pozwolił, wciąż widział jej twarz – zielone oczy, uroczy uśmiech i…
Och, tyle
że w tamtej chwili nie spoglądał na Liv. Oczami wyobraźni widział kogoś
innego – równie dla niego ważnego, pięknego i… przerażającego.
Wspomnienie,
które pragnął pogrzebać wraz z nią – przyczyną każdej jego udręki.
Tą, która
najwyraźniej wróciła, by pociągnąć ją za sobą.
– Jane…
Znów
usłyszał śmiech, ale tym razem prawie nie był tego świadom. Zaraz po tym –
zanim w ogóle zdążył zastanowić się nad tym, co i dlaczego działo się
wokół niego – wszystko zniknęło, a Damiena pochłonęła ciemność.
~*~
To było zimą
– wiem o tym doskonale, chociaż minęło tyle czasu. Co więcej, wiem, że ty
również pamiętasz, chociaż z uporem próbujesz mnie od siebie odepchnąć. I chociaż
to boli, jestem skłonna ci to wybaczyć, zresztą tak jak i wiele innych
rzeczy, które mi zrobiłeś. Zwłaszcza tę jedną, która ostatecznie przywiodła nas
do tego miejsca, a która wiele innych kobiet najpewniej by przeraziła. Liv
też, a przynajmniej tak mi się wydaje – nie wiem, zresztą ty też nie, choć
teraz jeszcze tego nie rozumiesz. Dlaczego miałbyś, skoro wciąż odpychasz od
siebie prawdę, uparcie żyjąc iluzją świata, który z twoją pomocą
stworzyłam specjalnie dla ciebie?
Kiedy wypowiadasz moje imię, wiem, że w końcu pozwalasz sobie na
zrozumienie – tylko częściowe, bo dopiero pokażę ci, co takiego zamierzam.
Czuję ulgę na myśl o tym, że najpewniej nareszcie mnie pamiętasz. Sama do
tej pory potrafię odtworzyć sposób, w jaki patrzyłeś na mnie tych… Och,
pięćset lat. Chyba tyle minęło, prawda? Czas jest tak zabawnym, złożonym
zjawiskiem, że chwilami wciąż go nie rozumiem. W zasadzie tego nie chcę,
bo kiedy żyje się wiecznie, mijające sekundy przestają mieć jakiekolwiek
znaczenie, z kolei ja czekałam dość, by zdążyć stracić rachubę. Wiem
jedynie, że dzisiejsza noc jest wyjątkowa, a my nareszcie dokończymy to,
co zapoczątkowałam już lata temu.
Musisz to pamiętać, prawda? Wtedy też byłeś przerażony, kiedy
powiedziałam ci prawdę – obnażyłam się przed tobą, zdradzając najbardziej ciążący mi, ważny dla mnie sekret. Coś, co z powodzeniem mogłoby mnie pogrążyć,
chociaż wierzyłam, że ty tego nie zrobisz. W końcu mnie kochałeś, czyż
nie? Nadal kochasz. Czułam to już wtedy za każdym razem, kiedy wypowiadałeś
moje imię, obejmowałeś, dotykałeś włosów… Czarnych i długich. Pamiętasz
to, prawda? Wiem, że zawsze ci się podobały, zresztą tak jak moje oczy –
przypominające dwa szmaragdy, co wielokrotnie od ciebie słyszałam.
W twoich myślach byłam wtedy idealna. To zresztą sprawiało, że tak się
czułam, mając świadomość tego, że nareszcie znalazłam osobę, która kocha mnie
nade wszystko i z którą pragnę spędzić resztę życia.
Wymarzyłam sobie dla nas wieczność i to właśnie ją pragnęłam
ci podarować.
Pamiętam, że byłeś przerażony, kiedy spotkałam się z tobą tamtego
wieczora. Zabolała mnie pogarda w twoich oczach, gdy wprost powiedziałam
ci, kim jestem – kiedy powierzyłam swoje życie, zapewniając dość wiedzy, byś
mógł mnie zniszczyć, gdyby takie było twoje życzenie. Ale nie potrafiłeś… Wiem o tym
– o każdej sekundzie, którą poświęciłeś, żeby doszukać we mnie tej samej
dziewczyny, z którą spotykałeś się na długie miesiące przed nadejściem
zimy. To wciąż byłam i jestem ja; ta sama, którą adorowałeś, której
skradłeś pocałunki, a ostatecznie odważyłeś się wsunąć pierścionek na
palec, tym samym przypieczętowując to, co było pomiędzy nami. A ja byłam
szczęśliwa – wciąż chcę być i właśnie tak się stanie, jeśli tylko mi na to
pozwolisz. Wiem, że ostatnim razem popełniłam błędy, zbytnio cię szokując i nie
dając czasu na zrozumienie wszystkiego, ale… jestem skłonna to naprawić. To
dobrze, prawda? Minęło dość czasu, byśmy oboje nauczyli się więcej.
Tamtego wieczora prawda jednak okazała się zbyt trudna, co jasno
uświadomiły mi twoje oczy. Przyszłam do ciebie z moim sekretem, a jednak
wtedy mnie odrzuciłeś, zachowując się tak, jakbym z dnia na dzień przestała
być sobą.
– Wiedźma! – usłyszałam od ciebie i choć to w pełni opisywało
to, kim jestem, dla mnie było niczym sztylet wymierzony prosto w serce.
Tak się stało, ponieważ nie takim tonem zwraca się do osoby, którą jest
się w stanie zrozumieć. Nie w ten sposób spoglądałeś na mnie
wcześniej, powtarzając, że jestem dla ciebie najważniejsza. I choć
rozumiałam, że to dla ciebie trudne, mimo wszystko poczułam się zraniona.
Nie tak postępuje się z kobietą, Damien.
Nie poddałam się, choć być może powinnam. Możliwe, że gdybym wtedy
odpuściła, dając ci czas na zrozumienie, że chcę dla nas dobrze i że nie
jestem potworem, wszystko byłoby inne. Ogarnął mnie jednak gniew – zbyt silny,
bym mogła go kontrolować; bardziej gwałtowny, aniżeli tego chciałam, bowiem tak
bardzo pragnęłam, żebyś mnie zrozumiał. Potrzebowałam ciebie i twojej
akceptacji, błagając o nią w niemalże desperacki sposób, niezależnie
od możliwych konsekwencji. Możliwe, że to nas zgubiło, ale… czy to takie złe?
Jednak coś mi się udało, skoro wciąż trwamy, a ja jestem w stanie
spełnić każdą z obietnic, która padła z moich ust.
– To dla ciebie, kochany – mówiłam wtedy, po cichu wierząc, że jednak
zrozumiesz. – Czymże jest cena, jeśli w ten sposób na zawsze pozostaniemy
razem? Jeśli mi pozwolisz, słowa „na wieczność” nabiorą nowego znaczenia…
Nieśmiertelność to podobno marzenie głupców, ale ja mogę ci ją dać.
Tyle że ty nie rozumiałeś… Nie chciałeś, a może przerażało cię to,
że miałam krew na rękach – i że pragnęłam posunąć się dalej. Nie przeczę,
moje ambicje były i są wielkie, ale czy to nie jest warte swojej ceny? Amhertst
nigdy nie dało nam niczego dobrego, dla mnie będąc niczym więzienie, z którego
nade wszystko pragnęłam uciec. Tylko ty trzymałeś mnie w tym miejscu –
twoja miłość, którą tak łatwo mogłam utracić oraz coraz realniejsze marzenie o długowieczności.
Gdybyś wtedy mi pozwolił, zakończyłabym wszystko raz na zawsze – przyniosła
zniszczenie tym, którzy na to zasłużyli, podczas gdy my…
My po prostu byśmy trwali – ponad śmiercią i wszelakimi
słabościami, które stanowią domenę człowieczeństwa. Ty i ja, niczym
bogowie, których nie miał prawa przywieść ku końcowi, jakże właściwemu kruchym,
ludzkim istotom z którymi nigdy się nie utożsamiłam. Każde odebrane życie
mogłoby nas do tego przybliżyć – ofiara, którą specjalnie dla ciebie byłam
gotowa złożyć.
Tamtej nocy byłam zdolna poświęcić całe to cholerne miasto, które przy
pierwszej okazji spaliłoby mnie na stosie. Zrobiliby to, gdyby wiedzieli, ale
ty…
Ale wszystko poszło nie tak – i to z twojej winy, choć
oddałam ci wszystko, co we mnie najlepsze. Mogłeś mnie mieć, a jednak
pozwoliłeś na to, żeby strach przysłonił miłość, którą przez tyle czasu mnie
darzyłeś. Nawet pierścionek zaręczynowy, który wciąż miałam na palcu, nie miał
dla ciebie znaczenia, kiedy tak nagle powaliłeś mnie na ziemię. Byłeś
silniejszy, bardziej zdeterminowany – napędzany przez gniew i pogardę,
która w tak krótkim czasie zajęła miejsce wszelakich ciepłych uczuć, które
do tej pory przeznaczone były specjalnie dla mnie. Wciąż chciałabym wiedzieć,
co takiego sobie myślałeś, kiedy twoje dłonie zaciskały się na mojej szyi.
Chyba nawet nie walczyłam – nie pamiętam, żebym to robiła, zdolna co najwyżej
na ciebie patrzeć i…
Jak to jest patrzeć w oczy tej, którą podobno kochasz, zarazem tak
po prostu odbierając jej życie?
Chciałabym wiedzieć, czy zawahałeś się przez moment, trwając w tym
szaleństwie i beznamiętnie obserwując jak ja…
Wciąż próbuję pojąć, co takiego czułeś i jak silne musiało to być,
skoro kazałeś mi wtedy odejść. Przynajmniej próbowałeś, bo nie przewidziałeś,
jak daleko idące przygotowania poczyniłam, by zapewnić ci to, co tak bardzo
chciałam ci ofiarować. I choć to szalone, wybaczyłam ci tamtą noc, bo
wiem, jak oślepiający bywa gniew – doświadczam tego również teraz, nie po raz
pierwszy wahając się nad tym, czy nie powinnam cię zabić, skoro z takim
uporem próbujesz wyrzucić mnie ze swojej pamięci. Już raz to zrobiłeś, a teraz…
Och, nawet teraz z takim uporem powtarzałeś imię innej, trwając w przekonaniu
prawdziwości kłamstw, które w ciebie sączyłam.
Ale pamiętasz. W końcu wypowiadasz to jedno słowo…
Jane.
Wróciłam, tak jak ci przysięgałam. Tamtego wieczoru ofiara jednak
została złożona – wystarczająco, by zapewnić ci długowieczność, której tak
bardzo dla ciebie pragnęłam.
Teraz jestem i ja – i niezależnie od wszystkiego to, co
rozpoczęłam tak dawno temu, ostatecznie się zakończy.
Na wieczność.
Miałam długi zastój – wiem, ale w żaden sposób nie byłam w stanie zabrać się do tego rozdziału. Wena przyszła dopiero teraz, a część napisała się praktycznie sama, niejako oddając wszystko to, czego mogłabym oczekiwać. Sądzę, że nareszcie coś się rozjaśniło, chociaż… To akurat pozostawiam Waszej ocenie, zresztą jak zwykle.Zostały jeszcze jeden rozdział oraz epilog. Wciąż to do mnie nie dociera, ale chyba nawet się cieszę – zawsze tak jest, kiedy kończę jakąkolwiek swoją historie, nieważne jak rozbudowana by nie była. Poczuję ulgę wraz z ostatnią kropką, ale na tę chwilę mogę z czystym sumieniem uznać, że jestem z tej historii zadowolona – nie wyszła idealnie, ale wydaje mi dość dobra, by mnie usatysfakcjonować.No cóż, jak zwykle dziękuję wszystkim, którzy są albo dopiero będą. Mam nadzieję, że kolejny pojawi się w przyszłym tygodniu, bo chciałabym wrócić do rytmu. Ostatnio problemy z komputerem i wewnętrzna blokada wszystko skomplikowały, ale teraz… Hm, chyba jest lepiej. Nie wiem, co powiem jak nadejdzie sesja, ale nie sądzę, żeby jakiekolwiek problemy wystąpiły akurat z tym opowiadaniem.Tak więc do następnego!
Przeczytałam całość. Już po prologu wiedziałam, że zostanę. Opowiadanie jest bardzo specyficzne i podejrfzewam,że nie wszystkim przypadłoby do gustu, jednak nie ulega wątpliwości, że piszesz bardzo dobrze. Masz wyrobiony styl, pod względem technicznym jest bardzo dobrze, skupiasz się na tle, umiesz wciągnać, wiesz, jak zainteresować czytelnika. W historii zdecydowanie więcej jest opisów niż dialogów, co mnie osobiście odpowiada;e jak to, że znajuduje się tu również bardzo dużo opisów przeżyć wewnętrznych, różnych refleksji. NIe musiałaś pisać, żeby nie czepiać się tak szybkim rozwinięciem znajomości między Damienem a Liv - widać, że to celowe, zdecydowanie. Widać, że sam narrator to wie, ale przez długi czas nie potrafi się tym przejmować. Od razu widać, że ta relacja będzie miała w sobien coś niebezpiecznego. od razu dajesz do zrozumienia, że bohaterowie nie są zwykłymi ludzmi, że kryją w sobie coś mrocznego, a fakt, że przez ta długi czas nie wiadomo, o co chodzi, tylko podsysa chęć dowiedzenia się, o co w tym wszystkim chodzi. Podobały mi sie bardzo te dwa fragmenty z perspektywy Liv- ten pierwsz bardziej tajemniczy, ponieważ nie wiedzielilśmy, o co chodzi, ten drugi znacznie mniej, ale tak samo niepokojący, tak samo... przerażający, choć jednocześnie fascynujący. Tak samo nazwałabym sny, które przeżywał Damien. a w kontrze do tego stały niby tak niewinne i radosne spotkania głównych bohaterów, ich spacery, ich wspólne wyjścia... Właściwie jedyne, co mi przeszkadzało, to to, że nie było własciwie ani razu przedstawionej ich dłuższej rozmowy, która nie byłaby przerywana zbytnio dlugimi opisami - pomimo całej mojej miłości do opisów i refleksji chciałabym móc poczuć to ich uczucie w dialogu... choć włąściwie zastanawiam się, czy Damien się trochę sam nie okłamywal przez cały ten czas. Czy podswiadomie nie pragnął powrotu swojej dawnej milosci, nawet jesli ta tak bardzo go okłamała (a przy okazji najwyraźniej to ona dała mu dar nieśmiertelnosci... albo przekleństwo; ciekawe, jak to rozwiazesz) i zraniła../ No bo niby dlaczego powrócił do tego miasta? Dlaczego wciąż jakby udawał, ze nie wie, o co chodzi? Wydaje mi się, że chodzi o coś więcej, niz tylko o to, że Liv najwyraźniej jest czarownicą. Chodzi pewnie o to, jak ona te czray wykorzystuje, dla kogo? To musi być klucz. Co zrobiła tym dziewczynom i dlaczego? To wszystko jest niesamowicie fascynujące, ale i czuję, że przerażające. Damien niby teraz już wie, ale nie sądzę, żeby mógł się ot tak od tego odsunąć, nawte jakby chciał. Pewnie, ku swojemu nieszczęsciu, nie potrafiłby pokochać nikogo tak jak Liv/Jily. Ciekawe, jak to zakończysz. Myślę, że za jakiś czas zabiorę się za któreś z Twioch dłuższych opowiadań; wybrałam to ze względu na ograniczony czas, ale piszesz na tyle dobrze i wciągająco, że myslę, iż zacznę któreś z dłuższych. Muszę tylko przemyśleć które. Z niecierplwością czekam na końcówkę i pozdrawiam. Zapraszam też na mój blog: niezaleznosc-hp.blogspot.com
OdpowiedzUsuńO rany, mam dzisiaj dzień motywujących komentarzy i nowych czytelników :D Bardzo Ci dziękuję za tak rozbudowaną, długą opinię – uwielbiam i jak najbardziej doceniam <3 Cieszy mnie również to, że zaintrygowałam Cię na tyle, żeby w ogóle śledzić tę historię. Teraz trochę obawiam się, że przypadkiem zepsuję końcówkę, ale nawet jeśli… Podejrzewam, że się o tym dowiem. I dobrze, bo każde doświadczenie jest ważne :)
UsuńO tak, uwielbiam opisy, więc zwykle to właśnie ich najwięcej się u mnie uświadczy. Zdaję sobie sprawę z tego, że historia była specyficzna; skoro odebrałaś ją w taki sposób, to znaczy, że mi wyszło. Cieszę się również, że bohaterowie jednak wyszli tak, jak tego oczekiwałam; sztuczność i celowość ich uczucia również. Mimo wszystko cały czas martwiłam się, że za słabo zaznaczyłam to w tekście, zresztą przy poziomie i schematyczności niektórych historiach, sama miewam czasami wątpliwości czy decyzje autora są celowe, czy czytam nieprzemyślane opowiadanie, nastawione na szybkie znalezienie tru loff.
Podobają mi się Twój tok rozumowania oraz pytania, które zadajesz. Postaram się wszystko rozwiązać jak najbardziej sensownie, więc na razie nie będę się na ten temat wypowiadać – poczekam na odbiór ostatniego rozdziału i epilogu. Niemniej przyznaję, że w przypadku Damiena masz trochę racji, bo jakaś jego cząstka wciąż tkwi w przeszłości – wspomnień, które z siebie wyparł.
Raz jeszcze dziękuję za komentarz i obecność. Znam Twojego bloga, jak najbardziej, chociaż do tej pory nie mogłam się za niego zabrać – mam opór przed ff o Harrym Potterze. Serię uwielbiam, ale do czytania opowiadań jakoś mnie nie ciągnęło, może przez przesyt słabymi Dramione, co nigdy nie miało dla mnie racji bytu :D Ale widzę zupełnie inny kierunek, a kiedyś czytałam fragmenty, więc możliwe, że się skuszę ;)
Miło mi czytać, że wahasz się nad moimi innymi opowiadaniami. Po tym blogu mam w planach wystartować z czymś jeszcze, tym razem dłuższym, bo krótka forma to nie dla mnie, o czym przekonałam się po tym eksperymencie.
Również pozdrawiam!
Nessa.
Cieszę się, że moje spostrzeżenia mają jakąś rację bytu ;p jestem pewna, że nie zniszczysz zakończenia i niedługo mam zamiar zajrzeć i skomentować kolejny rozdzial :P
Usuńjeśłi chodzi o ff, to ja tak mam ze Zmierzchem, więc chyba akurat na to opowiadanie nie zajrzę (również ze względu na 80 rozdziałów), ale na autorskie tak - tylko nie wiem kiedy, bo są naprawdę długie. Cieszę sie więc, że masz zamiar zacząc pisać coś nowego i długiego :p tutaj mam mocny niedosyt :D:D Co do HP zaś - nienawidzę idei Dramione, nie masz się co martwić :p to opowiadanie jest o młodym pokoleniu, ponieważ nie było o nich za duzo w sadze, potrzebowałam wielu uczniów, a nie chciałam pisać tego jako opowiadanie autorskie; ponadto cóż, moja miłość do HP i jego magii też miała znaczenie :p Mam nadzieję, że sie skusiszm :)
Co tu się tak właściwie dzieje? Niby brałam pod uwagę coś takiego, że Liv to iluzja, a ona tak naprawdę to zielonooka, no teraz wiem, że ma na imię Jane... Tylko czy od samego początku tak było? Ona tylko udawała? O_o
OdpowiedzUsuńJak nic mam głupią minę siedząc i analizując wszystko od nowa, próbując dojść do konkretnych wniosków. Coś słabo mi to idzie ;)
Damien zabił swoją ukochaną, bo dowiedział się, że jest czarownicą? Czy może dlatego, że poświęciła czyjeś życia, żeby zagwarantować mu nieśmiertelność? Przynajmniej tak mi się wydaje, że dużo wcześniej, zniknięcia dziewcząt też miały miejsce. Takie składanie ofiar w zamian za coś...
I ta rzeka. Nie chce mi się wierzyć, że wspominanie o niej było przypadkiem. Czyżby Damien udusił Jane i wrzucił ją do wody? A skoro nie żyła, to jak wróciła? Zabezpieczyła się wcześniej jakimś zaklęciem, czy może była tak zdeterminowana, że znalazła jakiś sposób na to, żeby wrócić... Albo tak naprawdę nie umarła, a on tylko tak sądził.
I w sumie to co zrobiła Jane i w jaki sposób przedstawiłaś jej „wersję”, to jak mówi, opowiada, utwierdza mnie, że ona ma obsesję na punkcie Damiena. A co tam ma... Od początku miała, dlatego nie potrafiła pogodzić się z faktem, że śmierć może ich rozdzielić. Chociaż w tym momencie to już chyba nie tylko obsesja, ale i chęć zemsty, może ukarania za to co zrobił, bo niby twierdzi, że mu wybaczyła, ale jednak bawiła się nim.
Nic już nie wiem :P