Liv wydawała się być wszędzie,
ale to mu nie przeszkadzało. Od samego początku podobała mu się właśnie ta
pewność siebie, którą przejawiała niemalże na każdym kroku. To była energiczna
dziewczyna, która potrzebowała uwagi i kogoś, kto będzie w stanie
dotrzymać jej kroku podczas zabawy, więc nie był szczególnie zaskoczony, kiedy w pewnym
momencie rozanielona dziewczyna zniknęła mu z oczu. Nie martwiło go to, bo
już wcześniej kilka razy niknęła w tłumie, zgadzając się na tańce z innymi
uczestnikami obchodów. Nie miał nic przeciwko, tym bardziej, że zazdrość
wydawała się najgorszym, co mógłby okazać, zresztą wcale jej nie czuł. Ufał
Liv, poza tym…
Och, nie
chciał o tym myśleć. Problem polegał na tym, że nie potrafił przez cały
czas odpychać od siebie wątpliwości, które towarzyszyły mu od dłuższego czasu,
niejako podważając to, do czego próbował się przekonać – do bezgranicznego
zaufania, które dotychczas jej oferował, a które nagle zaczęło słabnąć.
Zwłaszcza kiedy dziewczyny nie było obok, dręczące go pytania wracały, a on
coraz częściej przyłapywał się na myśleniu o tajemnicach, które najpewniej
oboje mieli. Z jakiegoś powodu zwłaszcza tej nocy te odczucia zaczęły się
nasilać, nie pozwalając Damienowi zapomnieć o wydarzeniach, które z jakiegoś
powodu go dręczyły.
Znów
pomyślał o znikających dziewczynach i zieleni oczu Liv – kolorze,
który rozbudzał w nim najgorsze przeczucia, choć to wydawało się
pozbawione sensu. Ta dziewczyna miała różne pomysły, poza tym musiał przyznać,
że taki kolor tęczówek jak najbardziej pasował do jej włosów. Doszukiwanie się w tym
konkretnej symboliki, wydawało się niedorzeczne, przynajmniej na pierwszy rzut
oka. Próbował utwierdzić się w przekonaniu, że to tylko jego
przewrażliwienie, tym bardziej, że dotychczas wszystko było w porządku,
ale…
Ty też masz swoje tajemnice, warknął na
siebie w duchu.
Chyba właśnie
tym próbował usprawiedliwiać wszelakie oznaki tego, że Liv nie była z nim
szczera. Zwłaszcza kiedy o tym myślał, uświadamiał sobie, że tak naprawdę
wcale się nie znali, nawet jeśli ona uważała inaczej. Rozkoszne kłamstwo, w które
oboje wierzyli, tym bardziej, że naprawdę ją kochał, a z jej strony
czuł znajomość. Kto jak kto, ale on na pewno wiedział, że miłość potrafiła
ogłupiać i to najczęściej w stopniu, którego nikt by się nie
spodziewał. Dość naturalnym wydawało się to, że usiłował odrzucić od siebie niechciane
myśli, w zamian darząc ważną dla niego dziewczynę kredytem zaufania. Kiedy
byli razem, ich prywatna bańka szczęścia po prostu istniała, nie pozostawiając miejsca
na wątpliwości.
Poza tym –
co również w znacznym stopniu go dręczyło – jego przeszłość pozostała
pogrzebana. Nie miał pojęcia, jak działała pamięć, ale o wiele łatwiej
było mu przyjąć zapomnienie, którego tak bardzo pragnął. Umysł miał to do
siebie, że kiedy niektóre informacje i obrazy zaczynały być zbyt uciążliwe,
wypychał je, często grzebiąc gdzieś w najdalszych zakamarkach – tak, by
dotarcie do nich stało się czymś niemalże niemożliwym. Przynajmniej w to
próbował wierzyć Damien, zamierzając udawać, że nic złego nigdy nie miało
miejsca. Był tutaj – z Liv, która go potrzebowała – i to się liczyło.
Wątpliwości, które odczuwał, brały się z tego miejsca i złych
doświadczeń, które z takim uporem od siebie odpychał.
To wszystko
przypadki – te zaginięcia i pozornie dziwne zachowanie dziewczyny. Tylko i wyłącznie,
bo…
Poczuł, że
ktoś go obserwuje, co skutecznie przywołało chłopaka do porządku. Zamrugał, po
czym rozejrzał się nieco nieprzytomnie, przez krótką chwilę mając wrażenie, że
grająca muzyka i zmierzający w najróżniejsze strony ludzie tak
naprawdę go nie dotyczą – że są niczym sen, tym bardziej, że od chwili
rozdzielenia z Liv czuł się obecny tylko duchem. Pośpiesznie powiódł
wzrokiem dookoła, szukając dziewczyny i przez dłuższą chwilę gotów
przysiąc, że to właśnie ona go potrzebowała. Tym większym zaskoczeniem okazał
się dla niego fakt, że wcale nie zauważył znajomych, płomiennorudych włosów,
ale inną kobietę – starszą, bardziej surową i wpatrzoną w niego w sposób, który z jakiegoś powodu przyprawił go o dreszcze, choć
naturalnie wolał zrzucić ten stan rzeczy na panujący dookoła chłód.
Zawahał
się, nagle jeszcze bardziej zdezorientowany. Na pewno nie powinien być
zaskoczony widokiem Adeline – w końcu na uroczystości przyszli wszyscy,
więc pojawienie się prowadzącej lokal kobiety wydawało się dość naturalne.
Nawet biorąc pod uwagę fakt, że już od dłuższego czasu zachowywała się w pełen
rezerwy, niepokojący sposób, mający bez wątpienia związek ze zniknięciem jej
wnuczki. Przed oczami jak na zawołanie stanął mu obraz Chloe, dręczący go
zwłaszcza od chwili, w której usłyszał słowa Liv – o tym, że ani
młoda dziewczyna ze zdjęcia, ani pozostałe zaginione więcej nie wrócą.
Skąd wiedziałaś, co? Skąd mogłabyś…?
Właściwie
nie zarejestrował momentu, w którym ruszył się z miejsca, w pośpiechu
kierując ku Adeline. Wydawała się na niego czekać, a przynajmniej tak
pomyślał w pierwszym odruchu, póki nie odwróciła się na pięcie, tak po
prostu znikając w tłumie. Popędził za nią, nie zamierzając pozwolić sobie
na stracenie jej z oczu, choć logika podpowiadała mu, że Adeline mogła po
prostu nie chcieć go wiedzieć. Już podczas pierwszego spotkania zachowywała się
w sposób sugerujący, że za nim nie przepada, więc tym bardziej teraz…
Cóż, nie
wycofał się, uparcie prąc przez tłum i raz po raz rozglądając się dookoła.
Nigdzie nie widział ani Adeline, ani tym bardziej Liv, choć tym razem prawie
wcale nie myślał o tej drugiej. Poczucie tego, że właścicielka jadłodajni
coś wie pojawiło się nagle, a Damien pomyślał, że musi z nią
porozmawiać – niezależnie od konsekwencji i tego, czy sama zainteresowana
miała być zadowolona z takiego obrotu spraw.
Potrzebował
dłuższej chwili, żeby przemknąć przez najbardziej zatłoczoną cześć placu.
Wypuścił powietrze ze świstem, zatrzymując się w niewielkim oddaleniu od
wielkiego zbiorowiska i bezradnie wodząc wzrokiem dookoła. Poczuł
frustrację na samą myśl o zgubieniu Adeline, tym bardziej, że odszukanie
jej w obecnej sytuacji wydawało się graniczyć z cudem. Sam nie
rozumiał, dlaczego perspektywa zatracenia możliwości rozmowy z kobietą
była dla niego aż tak ważna, ale…
– Pośpiesz
się.
Znajomy
głos wyrwał go z zamyślenia. Natychmiast poderwał głowę, w końcu
dostrzegając obiekt swojego zainteresowania zaledwie kilka metrów dalej, w jednej
z odchodzących od rynku, zaciemnionych uliczek. Ciemność miała w sobie
coś niepokojącego, ale nawet się nie zawahał, natychmiast ruszając z miejsca,
by dołączyć do Adeline, zanim ta znów zdecyduje się go wyprzedzić. Wcześniej
jeszcze krótko obejrzał się przez ramię, żeby nabrać pewności, że nikt ich nie
obserwuje, choć sam nie wiedział, dlaczego taka perspektywa go martwiła. Dlaczego obawiał się tego, że Liv mogłaby ich
widzieć.
– Co się
dzieje? – zapytał wprost, ledwo znalazł się na tyle blisko, żeby kobieta była w stanie
usłyszeć jego podenerwowany szept. – Gdzie…?
– Nie tutaj
– oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu głosem.
Nie dodała
niczego więcej, zresztą to wydawało się zbędne, bo Damien wyraźnie czuł, że tak
naprawdę nie ma większego wyboru. Bez sprzeciwów ruszył za nią, pozwalając poprowadzić
się labiryntem bocznych, opustoszałych o tej porze uliczek. Choć szedł tą
trasą po raz pierwszy, podświadomie wyczuł, gdzie prowadziła go Adeline, więc
nie poczuł się zaskoczony widokiem pogrążonego w ciemnościach,
opustoszałego lokalu. W milczeniu obserwował, jak jego towarzyszka otwiera
drzwi i nie czekając na jego reakcję wchodzi do środka, najwyraźniej za
oczywiste uznając to, że pójdzie za nią. Powoli zaczynał go drażnić taki sposób
traktowania – to, że z góry zakładała, że będzie jej towarzyszył – ale nie
skomentował tego nawet słowem. Istniało zbyt wiele pytań, na które pragnął
poznać odpowiedzi, by teraz pozwolić sobie na bycie niegrzecznym.
Wszedł do
środka, zamykając za sobą drzwi. Dziwnie było przebywać w restauracji,
która nie tak dawno temu promieniała za sprawą radośnie trajkotającej,
zajadającej się naleśnikami Liv, ale odrzucił od siebie niechciane myśli. Mimo
wszystko widok opustoszałej, pogrążonej w mroku sali miał w sobie coś
nienaturalnego; podobnego wrażenia doświadczał za każdym razem wczesnym
porankiem na ulicach miasta, kiedy to pustoszało, atmosferą przypominając
raczej cmentarz, aniżeli miejsce, gdzie zazwyczaj z łatwością można było
spotkać całe skupiska ludzi.
Zignorował
drżące, niepokojące cienie i przeciągającą się ciszę. W zamian ruszył
ku Adeline, która przystanęła przy jednym z wielu stolików, opierając się
dłonią o blat i w milczeniu wpatrując w jakiś bliżej nieokreślony
punkt przestrzeni. Coś w świadomości tego, że zostali sami, oboje milczący
i nawet niezdolni spojrzeć sobie w oczy, wydało mu się właściwe, choć
zarazem wcale nie czuł się przez taki stan rzeczy dobrze. Wręcz przeciwnie –
chciał to przerwać i wrócić do Liv, bo im dłużej przebywał z daleka od
niej, tym dziwniej się czuł. Pomyślał, że już kiedyś doświadczył tego uczucia,
ale…
– Chcesz
wiedzieć, co się dzieje – odezwała się kobieta. Wyprostowała się, po czym w końcu
odwróciła w jego stronę, więc krótko skinął głową, pomimo tego, że tak
naprawdę nawet nie zadała mu pytania. – Ale prawda jest taka, że to właśnie ja
powinnam oczekiwać wyjaśnień.
– Nie
rozumiem… – przyznał z wahaniem, jednak Adeline nie pozwoliła mu
dokończyć.
– Och, ależ
tak. – Zacisnęła usta. – Wiedziałam od chwili, w której pierwszy raz cię
zobaczyłam… I Liv, ale to dłuższa historia.
Po jej
słowach na powrót zapadła nieprzenikniona cisza, ale prawie nie zwrócił na to
uwagi. Wpatrywał się w Adeline, nagle zaczynając wątpić, czy oby na pewno
powinien ciągnąć tę rozmowę dalej – i to bynajmniej nie dlatego, że
uważał, iż kobieta mogłaby być szalona albo zdesperowana po zniknięciu wnuczki.
Nie poznał Chloe, a tym bardziej nie miał pojęcia, jakie relacje miała ze
swoją babcią, ale to w gruncie rzeczy nie miało znaczenia. To, czego
mogłaby potrzebować kobieta, wydawało się równie oczywiste, co i oddychanie
albo…
Nie. Z jakiegoś
powodu powołanie się na uczucia do Liv nagle wydało mu się niewłaściwe.
– Wiem, że już
kiedyś tutaj byłeś, Odwieczny – odezwała się ponownie kobieta. Zesztywniał w odpowiedzi
na ostatnie słowo, które padło z jej ust, ale nie skomentował tego nawet
słowem. Po prostu na nią patrzył, próbując ignorować to, że gdzieś w jego
wnętrzu coś drgnęło; jakaś jego cząstka, o której doskonale wiedział, choć
przez cały ten czas z uporem trzymał ją w zamknięciu. – Mieszkam
tutaj od zawsze, zresztą tak jak i moja matka, babka, prababka… Nasza
rodzina trwała w tym miasteczku od zawsze, więc jestem skłonna stwierdzić,
że znam je lepiej niż ktokolwiek inny. – Adeline zamilkła, by obdarować go
wymownym, przenikliwym spojrzeniem. – Wiem, że wieki temu… – zaczęła i tym
razem coś w nim pękło, przez co nie pozwolił jej skończyć.
– Nie wiesz
nic – wycedził przez zaciśnięte zęby, bezwiednie przesuwając się w jej
stronę.
Dopiero po
kilku sekundach dotarło do niego, że w ogóle się przemieścił, przez krótką
chwilę czując się wręcz zdolny do tego, żeby kobietę uderzyć – tak po prostu,
pomimo tego, że nie istniał żaden sensowny powód, dla którego miałby to zrobić.
Zacisnął dłonie w pieści, po czym wsunął je do kieszeni marynarki, nie po
raz pierwszy dziwnie zagubiony i roztrzęsiony w stopniu porównywalnym
do tego, co w dniu, w którym po raz pierwszy zobaczył Liv. W głowie
miał pustkę, a jedynym, czego pozostawał tak naprawdę pewien, pozostawało
to, że jeśli dłużej zostanie pod jednym dachem z Adeline, wtedy dojdzie do
czegoś, czego wcale nie chciał, jakkolwiek w ogóle powinien rozumieć te
przeczucia.
– Możliwe –
przyznała z wahaniem kobieta, wciąż uważnie go obserwując. Jej głos
złagodniał, choć spodziewał się czegoś innego po reakcji, którą jej
zaprezentował. – Dlaczego wróciłeś?
– Skąd
pewność, że nie jestem tutaj po raz pierwszy? – wymamrotał, ale po jego tonie
dało się wyczuć, że niejako przyznawał się do wcześniej wyciągniętych przez
kobietę wniosków.
– Próbuję
zrozumieć… Dla mojej Chloe – oznajmiła, choć to nadal nie miało dla niego
sensu. Z drugiej strony, może po prostu nie chciał, żeby do tego doszło. –
I dla Liv – dodała, tym samym trafiając w sedno.
Dla Liv…
Nie było niczego, czego by dla niej nie zrobił.
Tak
przynajmniej sądził do tej pory, zanim pojawiły się wątpliwości. Kiedy zaczął
się nad tym zastanawiać, doszedł do wniosku, że to nie ma sensu – że to tak,
jakby oszukiwał samego siebie.
Liv jest dla mnie ważna…
– Przykro
mi z powodu pani wnuczki… Tak, widziałem ogłoszenia – powiedział po chwili
wahania, starannie dobierając słowa. – Rozumiem, że to ogromna strata, bo kiedyś
sam również straciłem kogoś ważnego – podjął, kolejny raz zaskakując samego
siebie powrotem do czegoś, o czym zdecydowanie chciał zapomnieć. To był
grząski temat, którego z uporem się wystrzegał, również w tamtej
chwili potrzebując kilkunastu następnych sekund, żeby zebrać myśli i stwierdzić
czy to, co mówił, w ogóle miało sens. – Niezależnie jednak od tego, co się
stało, ja i Liv nie mamy z tym żadnego związku. Mało tego – ona wciąż
jest w mieście i przy odrobinie szczęścia pewnie doskonale się bawi, o ile
jeszcze nie zauważyła mojego zniknięcia. Tak więc jak najbardziej zamierzam
zrobić coś dla Liv – dodał z przekonaniem, którego wcale nie czuł.
Jeszcze
kiedy mówił, spróbował się wycofać – krok za krokiem, jak najdalej od tej
dziwnej kobiety. Nie rozumiał, dlaczego w ogóle za nią poszedł, ale teraz
nie miało to już najmniejszego nawet znaczenia. Cholera, ta kobieta była
dziwna, poza tym najwyraźniej nie pozbierała się po zniknięciu wnuczki. Tak
przynajmniej próbował to sobie wytłumaczyć, nie widząc żadnego sensownego
sposobu, żeby wytłumaczyć jej zachowanie i słowa. Tym bardziej nie
potrafił pojąć własnych reakcji, ale to akurat schodziło gdzieś na dalszy plan,
tym bardziej, że od czasu powrotu do miasta nie rozumiał bardzo wielu dziwnych
rzeczy – w tym siebie samego. W efekcie wolał skupiać się na Liv i jej
oczekiwaniach, choć to w pewnym stopniu sprowadzało się do jednego: do
ucieczki.
Jakkolwiek
by jednak nie było, z jego perspektywy ta rozmowa była zakończona.
Zamierzał wyjść, poszukać Liv i bawić się z nią przez resztę
wieczoru, choćby do rana, jeśli takie było jej życzenie. Skoro kobiety znikały,
tym bardziej mógł założyć, że była przy nim bezpieczna, a to, że ją
zostawi…
– Jesteś
pewien? – usłyszał tuż za plecami i choć te słowa nie znaczyły dla niego
nic, machinalnie się zatrzymał.
– Czego
znowu?
Nie
obejrzał się, ale i tak wyczuł, że Adeline nie odrywa od niego wzroku.
Jakby tego było mało, prawie na pewno przesunęła się bliżej, choć nie poczuł
się z tego powodu zagrożony.
– Że znasz
Liv. – Kobieta zamilkła, dając mu czas na przetrawienie jej słów. Problem
polegał na tym, że im dłużej słuchał, tym większy mętlik w głowie dawał mu
się we znaki. – Jaka jest Liv, co? – odezwała się ponownie i w tamtej
chwili niewiele brakowało, żeby ostatecznie trafił go szlag.
– Ta
rozmowa to jakieś nieporozumienie – stwierdził, a kobieta westchnęła
cicho, po czym w pośpiechu podeszła bliżej, żeby móc się z nim
zrównać.
– Mówisz
jedno, a ja wiem, że się wahasz… Co tak naprawdę myślisz? – Potrząsnęła
głową, po czym ciągnęła dalej, nie pozwalając mu dokończyć. – Ja znam Liv,
Damienie… I wiem, że się zmieniła. Zmieniła diametralnie na krótko przed
tym, jak ty wróciłeś do miasta – dodała z naciskiem.
– Ja nie…
Zesztywniał,
kiedy drobne palce Adeline zacisnęły się wokół jego nadgarstka. Uścisk miała
zaskakująco pewny i silny, choć wciąż gdyby zechciał, z powodzeniem
mógłby się wyrwać. Nie zrobił tego, uparcie tkwiąc w miejscu i próbując
zrozumieć, co tak naprawdę się działo. Nie rozumiał niczego, choć miał
wrażenie, że powinien, co zresztą jasno sugerowało mu podejście kobiety. To
było tak, jakby chciała wymóc na nim wyciągnięcie wniosków, których nie miał
prawa znać, a które potwierdziłyby to, co sama dostrzegała – czymkolwiek
by to nie było i jak szalone by się nie wydawało.
– Mów, co
tylko zechcesz, ale ja wiem kim
jesteś – odezwała się ponownie Adeline, kładąc nacisk na poszczególne słowa.
Bardziej stanowczo chwyciła go za rękę, wciskając w dłoń coś, co wyglądało
jak niewielki, srebrny medalik – na tyle duży, by móc w sobie coś
pomieścić, choć nie miał czasu zastanawiać się nad jego ewentualną zawartością.
– I wiem, że pamiętasz… Musisz pamiętać, choć to miało miejsce tak dawno
temu – podjęła kobieta, dosłownie taksując go wzrokiem. – Zrobisz z tym,
co tylko zechcesz, ale na tę chwilę zaklinam cię – weź pod uwagę, że Liv, którą
znałam ja, była inna. Ta dziewczyna… – Zamilkła, nerwowo zaciskając usta. –
Byłam ślepa. A teraz nie ma Chloe… i te dziewczęta…
Milczał, po
prostu się w nią wpatrując i słuchając, choć w pierwszym odruchu
miał ochotę Adeline odepchnąć i jak najszybciej odejść. To mogłoby brzmieć
jak bełkot szaleńca, ale dla niego już dawno przestało takie być. W zasadzie
był skłonny przysiąc, że rozumiał – albo że jakaś jego cząstka była w stanie
tego dokonać, choć ze zbyt wielkim uporem dusił ją w sobie, by w końcu
dostrzec prawdę.
Gdyby to
zrobił, pewne rzeczy stałyby się zbyt ostateczne. Wtedy musiałby jej uwierzyć, a na
to zdecydowanie nie czuł się gotowy.
–
Dzisiejszej nocy wydarzy się coś bardzo niedobrego. Czuję to całą sobą, więc
proszę…
– Muszę iść
– oznajmił spiętym tonem, tym razem znajdując w sobie dość siły, żeby się
odsunąć.
Zaskoczyło
go to, że nie zaprotestowała, jednak decydując się go puścić. W dłoni
wciąż ściskał medalik, który mu podała, ale prawie nie zwrócił na to uwagi, w zamian
w pośpiechu kierując się ku drzwiom. Srebrzysty przedmiot w roztargnieniu
wsunął do kieszeni marynarki, już kilka sekund później skupiony przede
wszystkim na możliwości wyjścia z lokalu. Kiedy dopadł do drzwi, przez
krótką chwilę naszła go niepokojąca myśl o tym, że będą zamknięte, ale nic
podobnego nie miało miejsca, a zamek ustąpił z chwilą, w której
Damien gniewnie szarpnął za klamkę.
Na zewnątrz
panował chłód, a jednak oddychanie przychodziło mu z trudem, zupełnie
jakby miał do czynienia z gorącym, ciężkim powietrzem. Zatrzasnął za sobą
drzwi, po czym popędził przed siebie, nie oglądając się i właściwie
bez zastanowienia podążając uliczkami, którymi dopiero co prowadziła go
Adeline. Ani razu nie obejrzał się przez ramię, przez niemalże całą drogę nawet
nie próbując zastanawiać się nad szczegółami dopiero co odbytej rozmowy. W głowie
miał mętlik, co jedynie potęgowało nagły, narastający z każdą kolejną
sekundą ból – łomotanie w skroniach, które w krótkim czasie
doprowadziło Damiena do szału. Miał wrażenie, że coś mu umyka i że nie
dostrzega tego niejako na własne życzenie, ale zarazem nie potrafił tak po
prostu przyjąć tej myśli do wiadomości. W tamtej chwili nic nie miało
sensu – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Być może powinien się do tego
przyzwyczaić, ale…
Najgorsze
jednak w tym wszystkim pozostawało to, że nie miał pojęcia, w co
wierzy albo chce zrobić. Pragnął znaleźć Liv, ale zarazem nie wyobrażał sobie,
że miałby ot tak tego dokonać. Nie teraz, kiedy dręczyło go tak wiele
wątpliwości. Pomyślał, że być może powinien z nią porozmawiać, ale
jednocześnie nie miał pojęcia, co tak naprawdę powinien jej powiedzieć. Po tym,
jak zareagowała podczas ich rozmowy, kiedy wyznała mu, że wcześniej
przewidziała jego nadejście, spodziewał się dosłownie wszystkiego – a już zwłaszcza
tego, że w porażająco wręcz łatwy sposób mógłby ją skrzywdzić.
Wciąż o tym
myślał, kiedy gdzieś w ciemnościach doszły go ciche, lekkie kroki. Wkrótce
po tym panującą ciszę przerwał aż nazbyt znajomy głos.
– Gdzie
byłeś, Damien?
W końcu jest, chociaż miałam mały poślizg. Niemniej rozdział na początek roku, to fajna sprawa, prawda? Nie byłam w stanie się do niego zebrać, być może dlatego, że wyczuwam końcówkę, ale zarazem trudno mi ot tak przyjąć do wiadomości, że to tyle – jeszcze dwa rozdziały i epilog. Nie, zdecydowanie nie polubimy się z taką formą, więc kolejny projekt, który mam w zanadrzu, będzie zdecydowanie dłuższy.Dziękuję za obecność i cierpliwość, tym bardziej, że z uporem niczego nie tłumaczę. Cóż, niedługo sprawy się rozjaśnią, tak sądzę. W końcu to już właściwie koniec, więc…Do napisania!
O_o nadal mam mętlik w głowie... i teraz skłaniam się ku opętaniu Liv... Rozmowa z Adeline jeszcze bardziej mi namieszała, choć powinna chyba coś rozjaśnić. Ona wie o przeszłości Damiena zresztą tak samo o tym co się kiedyś wydarzyło, pewnie historie opowiadane z dziada pradziada, a może nawet miała jakieś zdjęcie Damiena, bo skąd by wiedziała, że to właśnie on? Może w tym medaliku jest jego zdjęcie?
OdpowiedzUsuńNo i przede wszystkim wychodzi na to, że Liv, to już nie Liv... Magia, święto umarłych, Odwieczny, coś, zniknięcia dziewcząt... Wszystko jest mega zastanawiające, zwłaszcza, że nie ma żadnych wyjaśnień...