Trzask gałęzi.
Drobna,
skryta pomiędzy drzewami postać wzdrygnęła się, po czym niespokojnie rozejrzała
dookoła. Znajdował się zbyt daleko, żeby stwierdzić z kim miał do
czynienia, to zresztą nie miało najmniejszego nawet znaczenia. Wiedział, że
śni, poza tym był obserwatorem – nikim ponadto i to pomimo tego, że
spoglądał na świat oczami kogoś innego.
Postać,
którą obserwował, wyprostowała się, nasłuchując. Z jakiegoś powodu
Damienowi wydało się, że to chłopak, zwłaszcza kiedy zauważył ruch sięgających
do ramion włosów. Niczego innego nie był w stanie stwierdzić, a może
po prostu nie chciał, ogarnięty złymi przeczuciami. Wiedział, że wydarzy się
coś niedobrego, chociaż trudno było mu określić, co takiego. Miał wrażenie, że
powinien znać odpowiedź na to pytanie, a jednak w głowie miał pustkę,
pomimo usilnych starań nie będąc w stanie określić, co takiego działo się
wokół niego.
Co takiego
działo się w ostatnim czasie? Który to już raz śnił – całym sobą czuł, że
tak jest – nie potrafiąc określić dokąd to wszystko zmierzało? Co więcej, po
raz kolejny znajdował się w lesie; ten jeden szczegół pozostawał
niezmieniony, poza tym tylko to zawsze tkwiło mu w głowie, kiedy się
budził. Pamiętał drzewa i niepokój, ale nic ponadto, choć niezmiennie
usiłował zapamiętać coś więcej, by później móc to przeanalizować. Cóż,
bezskutecznie, choć nadal nie był w stanie do tego przywyknąć.
Milczał,
niespokojnie obserwując sytuację. Wszystko wydawało dziać się poza jego
kontrolą, poza tym Damien nie miał wątpliwości co do tego, że we śnie wcale nie
znajdował się w swoim ciele. Wielokrotnie pragnął przyjrzeć się sobie,
żeby móc ocenić z kim ma do czynienia, ale nigdy mu się to nie udawało.
Tym razem również nie miał szans, w zamian będąc w stanie co najwyżej
poddać się biegowi wydarzeń – nie po raz pierwszy, choć i z tego
pamiętał bardzo niewiele. To było tak, jakby świadomość niektórych szczegółów
wracała wtedy, gdy odtwarzał ten sam schemat, który prędzej czy później tak czy
inaczej miał odejść w zapomnienie.
Błędne
koło, które nigdy się nie zatrzymywało.
Poczuł
ekscytację, chociaż ta również nie należała do niego. Jakże dziwnie to brzmiało
– doświadczać emocji, potrafić je nazwać, ale przy tym wiedzieć, że były obce.
Nawet nie potrafił tego opisać, to zresztą również zeszło gdzieś na dalszy
plan, kiedy skoncentrował się na tym, co działo się na jego oczach. Przemieścił
się – w bezwiedny, niezależny od woli sposób – wciąż obserwując majaczącą
pomiędzy drzewami postać. Chyba po raz pierwszy nie był sam, ale i tego
nie mógł być pewien, zbytnio zdezorientowany, żeby należycie ocenić sytuację.
Kimkolwiek
był, poruszał się z wprawą i wystarczająco cicho, żeby ponownie nie
zwrócić na siebie uwagi. Ostrożnie stąpał po podłożu, trzymając się w cieniu
i starając się nie wydawać żadnego, najcichszego nawet dźwięku. Zbliżał
się, stopniowo przybliżając do intruza, który – jak nagle sobie uświadomił –
musiał być jego celem… Albo raczej istoty, którą w tamtej chwili był, choć
takie rozróżnienie zaczynało jawić mu się jako wyjątkowo męczące i nienaturalne.
Co prawda zdawał sobie sprawę z tego, że sny rządziły się swoimi prawami,
ale mimo wszystko… dlaczego miał wrażenie, że chodzi o coś więcej?
Wciąż o tym
myślał, bezskutecznie próbując skoncentrować się na tym, co działo się na jego
oczach. Rozpraszały go uczucia – te obce, wypełniające go w stopniu
wystarczającym, żeby poczuł się nieswojo. Jakby tego było mało, emocje
zaczynały wymykać się spod kontroli, a to nie było dobre, tym
bardziej, że zdecydowanie nie miał do czynienia z czymś, wobec czego można
przejść obojętnie. Sam nie był pewien, skąd brał się towarzyszący mu gniew,
podekscytowanie i… chęć mordu, choć zrozumienie, czym było to ostatnie, zajęło
Damienowi dłuższą chwilę, skoro nigdy wcześniej tego nie doświadczył. Chciał
zabić, a jego celem pozostawała ni mniej, ni więcej, ale niczego nieświadoma
dziewczyna, której twarzy nawet nie miał okazji zobaczyć.
W tamtej
chwili pomyślał, że chce się obudzić – już, natychmiast, zanim zobaczy o wiele
więcej, niż mógłby sobie tego życzyć. Strach pojawił się nagle i tym razem
bez wątpienia miał swoje źródło w jego wnętrzu, znacząco odstając od całej
mieszanki pozostałych, towarzyszących mu emocji. Próbował z nimi walczyć,
zresztą tak jak i ze wszystkim, co działo się wokół niego, by mieć szansę
odzyskać kontrolę, ale czuł się równie bezradny, co na samym początku. Co
więcej, przebudzenie najwyraźniej nie zależało od jego woli, a to
zdecydowanie nie poprawiło mu nastroju.
Miał
wrażenie, że za moment wydarzy się coś niedobrego i choć wszystko działo
się tylko i wyłącznie w jego głowie, taka perspektywa naprawdę go
przerażała.
Strach, który
odczuwał, okazał się dla odmiany obcy dla istoty, którą był we śnie – albo której
oczami spoglądał na świat, choć sam nie miał pewności, gdzie tak naprawdę
leżała granica. Wiedział jedynie, że nic nie było takie, jakie powinno,
przynajmniej z jego perspektywy…
I że z czasem
mogło być już tylko gorzej.
Nie
pozostało mu nic innego, jak tylko pozwolić, żeby postać z jego snu bez
pośpiechu i z wprawą polującego drapieżnika zbliżyła się do niczego
nieświadomej dziewczyny. Przyczaił się pomiędzy drzewami, obserwując i myśląc
o tym, jakie to w rzeczywistości było proste, tym bardziej, że ludzie
pozostawali aż do tego stopnia słabi… Aż nazbyt proste pozostawało to, żeby
uczynić z nich ofiary. Nie musiał się wysilać, żeby tego dokonać, bowiem
to przychodziło naturalnie – a przynajmniej tak sądziło… to. Nie miał pewności, czy takie
rozróżnienie miało sens – on i to,
oboje w jednym ciele – ale z drugiej strony, jakimi zasadami tak
naprawdę rządziła się rzeczywistość snu.
Jakkolwiek
by tego nie nazwał, wiedział, że różniło się od niego i że było obce. Co
więcej, wyraźnie pozostawało niebezpieczne, głodne i bardzo złe, choć
również ta świadomość przyszła z czasem, w miarę jak zaczął
koncentrować się na tym, co działo się wokół niego. Miał pewność, że to nie będzie się dłużej powstrzymywać,
rzucając do ataku przy pierwszej możliwej okazji – tak po prostu, nawet nie
dając Damienowi czasu na reakcję. Nie miał pewności czy z winy oszołomienia,
czy czegokolwiek innego, ale nie potrafił choćby stwierdzić, czym kierowała się
ta istota, decydując się przystąpić do rzeczy. Wrażenie było takie, jakby nie
miała celu ani w wyborze ofiary, ani powodu, dla którego ta miała zginąć.
Chodziło o złość albo kaprys – ewentualnie jedno i drugie, jednak to
wydawało się najmniej istotne.
Faktem
pozostawało to, że do ataku doszło, chociaż Damien nigdy nie miał pewności, co
takiego wydarzyło się z chwilą, w której łowca podjął decyzję.
Z chwilą, w której
dziewczyna ze snu zaczęła krzyczeć, obudził się.
~*~
Ból głowy oraz dezorientacja,
które towarzyszyły mu w chwili otwarcia oczu, wydawały się aż nazbyt
świadome. Wypuścił powietrze ze świstem, nie tyle przerażony, co sfrustrowany
tym, czego w ciągu ostatnich dwóch tygodni doświadczał nader często.
Męczyły go koszmary, choć po przebudzeniu nigdy nie potrafił przypomnieć sobie,
czego tak naprawdę dotyczyły – nie w pełni, chociaż wielokrotnie próbował,
podświadomie czując, że główną rolę odgrywał tak czy inaczej las. Za każdym
razem szedł, szukając cholera wie czego, a przynajmniej tak mu się
wydawało. Bardzo irytujące, ale…
Och, tym
razem coś się zmieniło, jednak nie potrafił określić w jakim sensie.
Jęknął, po
czym energicznie potarł skronie, próbując doprowadzić się do porządku. Zerknął
na zegarek, nie po raz pierwszy przekonując się, że przebudzenie przyszło na
długo przed godziną, którą można by określić mianem „ludzkiej”. Usiadł na
łóżku, po chwili podrywając się na równe nogi, tym bardziej, że doświadczenie
ostatnich dni zdążyło nauczyć go, że już i tak nie będzie w stanie
zasnąć, niezależnie od tego, jak bardzo by się starał. Z czasem przestał
próbować, bowiem nie było niczego gorszego niż tkwienie w pustej,
pogrążonej w ciszy sypialni sam na sam z własnymi, niespójnymi
myślami.
Krążył
niespokojnie, w pierwszej kolejności kierując się do łazienki. Przemył
twarz zimną wodą, w nadziei na to, że ta pozwoli mu się choć trochę
otrzeźwić, ale efekt okazał się równie marny, co i próba uspokojenia na
tyle, żeby przetrwać do końca dnia bez zbędnych stresów. To było trudne, skoro przez
ostatnie dwa tygodnie właściwie przez cały czas chodził zdenerwowany,
nieudolnie próbując wrócić do normalności. Cholernych czternaście dni, które
minęły od wspólnego śniadania z Liv, a więc również tego, co mu wtedy
powiedziała – wyznania, które raz po raz wracały, dręcząc go i stopniowo
doprowadzając do szału, chociaż próbował tego nie okazywać. Chciał zapomnieć,
ale z równym powodzeniem mógł starać się przestawić którąkolwiek ze ścian w domu;
czegoś takiego po prostu nie dało się wyrzucić z pamięci, o przejściu
z tym do porządku dziennego nie wspominając.
Do tej pory
po zamknięciu oczu widział jej twarz, załzawione oczy i to, jak
roztrzęsiona była, kiedy po wyrzuceniu z siebie kolejnych słów,
najzwyczajniej w świecie wybiegła z lokalu. Już wtedy miał ochotę za
nią pobiec, ale nie zrobił tego, podświadomie wypierając wszystko, co mu
powiedziała. Tak nakazywałby zdrowy rozsądek, prawda? Kto normalny przyjąłby do
wiadomości wyjaśnienia, których udzieliła mu dziewczyna, a które brzmiały
równie niedorzecznie, co i myśl o tym, że podczas snu…
Zacisnął
usta, krzywiąc się, kiedy jego myśli na powrót zaczęły uciekać ku temu, czego
nie potrafił sobie przypomnieć. Tym razem – oczywiście pomijając las, bo ten
pozostawał stałym elementem wszystkich koszmarów – zakodował coś jeszcze, a więc
dziewczęcy krzyk. Miał wrażenie, że dźwięk do tej pory odbijał się echem gdzieś
w jego umyśle, wibrując i pozostając wszechobecnym również wtedy, gdy
Damien usiłował o nim zapomnieć.
I chociaż z założenia
sny o niczym nie świadczyły, a już zwłaszcza takie, których nawet nie
potrafiło się odtworzyć, czuł się autentycznie przerażony, zupełnie jakby
wszystko to, czego był świadkiem… wydarzyło się naprawdę.
Nie widział
Liv od dwóch tygodni, poza tym nie miał pojęcia, co powinien powiedzieć, biorąc
pod uwagę ich ostatnią rozmowę, ale…
Decyzję
podjął nagle, nie próbując choćby zastanawiać się nad tym, czy cokolwiek z tego,
co sobie myślał i robił, miało jakikolwiek sens. Poruszając się trochę jak
w transie, wrócił do pokoju, żeby móc się przebrać i prawie
natychmiast opuścić dom. Sam nie był pewien, jakim cudem nie potknął się przy zbieganiu
po schodach, czując się niemalże tak jak wtedy, kiedy szedł otworzyć
dobijającemu się do jego drzwi intruzowi. Różnica polegała na tym, że po
uporaniu się z zamkiem i wyjrzeniu na zewnątrz nie zobaczył niczego –
i choć od samego początku wiedział, że jest sam, coś w widoku pustki
przed domem sprawiło, że poczuł się jeszcze bardziej przygnębiony.
Wiedział,
gdzie zamierza się znaleźć, bez choćby cienia wahania poddając się własnym
pragnieniom. Miał wrażenie, że nogi same prowadziły go do właściwego miejsca,
tym bardziej, że aż nazbyt dobrze pamiętał drogę. To wydawało się dziwne, skoro
w tej części miasta był zaledwie raz, ale najwyraźniej to wystarczyło, a Damien
miał wrażenie, że Liv byłby w stanie odnaleźć choćby z zamkniętymi
oczami. Od pierwszej chwili go urzekła, w krótkim czasie opętując jego
myśli i zdobywając serce. Od tamtego czasu nic innego się nie liczyło,
choć to wydawało się całkowicie pozbawione sensu. Cóż, nawet jeśli tak było,
nie dbał o to, skupiony tylko i wyłącznie na tym, żeby jak
najszybciej znaleźć się przy niej. Musiał się z nią zobaczyć, a potem
upewnić się, że…
Że co? Że żyje?, pomyślał z przekąsem,
ale z jakiegoś powodu chyba właśnie tego się spodziewał. W tamtej
chwili uświadomił sobie, że się bał – tego, co wydarzyło się w zapomnianym
śnie i że krzyk, który usłyszał, jakimś cudem mógłby należeć właśnie do
niej. Wszystko to wydawało się niedorzeczne – wiedział o tym, aż nazbyt
świadom tego, że zachowywał się jak obłąkany – ale nie dbał o to, skupiony tylko i wyłącznie na myśli o tym, że musi
ją zobaczyć, bez względu na możliwe konsekwencje i to, czy w ogóle
chciała go widzieć.
Najbardziej
niedorzeczna pozostawała kwestia tego, że jej wierzył – i to już od chwili
tamtego spotkania, choć dotychczas z uporem odsuwał od siebie taką
możliwość, raz po raz powtarzając sobie, że nie ma opcji, by słowa Liv były
prawdziwe. Takie rzeczy się nie zdarzały, ale…
Och, jednak
skoro tak, dlaczego ją kochał? Czym innym było chwilowe zauroczenie, a czym
zgoła odmiennym wrażeniem, że jeśli tej kruchej istocie coś się stanie, nie
wybaczy sobie tego. Co więcej, to stanowiłoby tylko i wyłącznie jego winę,
przez co zignorowanie potrzeby, żeby sprawdzić, czy z Liv wszystko było w porządku,
nie wchodziło w grę.
Poczuł
niewysłowioną ulgę, kiedy znalazł się na znajomej, opustoszałej jeszcze
uliczce. Słońce wychyliło się zza horyzontu, zalewając małe osiedle pierwszymi,
ciepłymi promieniami. Brzask,
pomyślał i z jakiegoś powodu serce zabiło mu szybciej, choć to równie
dobrze mogło mieć związek z podekscytowaniem, które poczuł na widok jej
domu. Dobrze pamiętał ten budynek, dziwnie zimny i jakby niedostępny,
kiedy przystanął na chodniku, obserwując zza ogrodzenia. Z jakiegoś powodu
nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego, że furtka ustąpi, kiedy tylko
spróbuje nacisnąć klamkę, zupełnie jakby ten dom i jego okolica tylko
czekały na czyjekolwiek pojawienie się. Coś w tej myśli przyprawiło
Damiena o dreszcze, sprawiając, że zapragnął się wycofać, wręcz porażony
niedorzecznością własnego zachowania od chwili przebudzenia, ale błyskawicznie odsunął
od siebie taką możliwość. Już ustalił, że musiał sprawdzić, czy Liv…
Tylko na
chwilę.
Chciał ją
przynajmniej zobaczyć i zażądać, żeby prosto w oczy powiedziała mu,
że wszystko z nią w porządku.
Na krótką
chwilę zacisnął dłonie w pięści, walcząc z myślami i sprzecznymi
odruchami. Czegokolwiek by nie chciał, pragnienie spotkania z Liv
zwyciężyło, tym bardziej, że całe dwa tygodnie poświęcił na walkę o pozostanie
w domu akurat wtedy, gdy tęsknota za nią zaczynała dawać mu się we znaki.
Nie potrafił zliczyć, jak wiele razy myślał o niej, nie tyle rozważając ich
ostatnie spotkanie i to, czy miało sens, ale pragnienie, żeby zobaczyć ją
raz jeszcze. Pragnął ponownie zajrzeć w te czekoladowe oczy, zobaczyć
olśniewający uśmiech albo przeczesać palcami przypominające płomienie włosy,
które…
Najważniejsze jest to, żeby była cała,
warknął na siebie w duchu.
Zawahał się
po raz kolejny, tym razem bezpośrednio na ganku, jak urzeczony wpatrując się w lśniące,
lakierowane drzwi. Chwilę szukał dzwonka, mimowolnie myśląc, że to dość
ironiczne, że teraz to on nachodził ją o tak wczesnej porze, zachowując
się w równie nielogiczny sposób, ale zdecydowanie nie było mu do śmiechu.
Nie chciał rozważać ani stanu swoich zmysłów, ani tym bardziej zastanawiać się,
czy Liv miała powody, żeby nie chcieć widzieć go na oczy. Przyszedł w konkretnym
celu, a skoro tak…
Podjął
decyzję.
Chciał unieść
rękę, ale nie miał po temu okazji. Z chwilą, w której w ogóle
pomyślał o tym, że jednak się z nią zobaczy, niezależnie od możliwych
konsekwencji, drzwi otworzyły się same, na dodatek tak gwałtownie, że aż
wzdrygnął się i cofnął o krok, chyba jedynie cudem nie spadając z kilku
drewnianych stopni, które znajdowały się tuż za jego plecami. Gwałtownie
zaczerpnął powietrza, po czym wstrzymał oddech, w milczeniu wpatrując się w drobną
postać, która spokojnie stanęła w progu, szokując spojrzeniem znajomych,
czekoladowych oczu. Blada, drobna twarzyczka nie wyrażała niczego prócz
niewysłowionej ulgi, kiedy zaś do tego wszystkiego dopatrzył się w oczach
dziewczyny łez…
– Damien.
Liv stała
tuż przed nim, jak najbardziej prawdziwa i – co ważniejsze – w zupełności
żywa. W tamtej chwili zapragnął roześmiać się w niemalże histeryczny
sposób, coraz bardziej świadom tego, jak idiotycznie zachowywał się od chwili
przebudzenia. Niby dlaczego miałoby jej
się coś stać?, zapytał sam siebie, jednak nie potrafił znaleźć odpowiedzi,
ta zresztą wydawała się najmniej istotna. Liczyło się, że w końcu do niej
przyszedł, że znajdowała się na wyciągnięcie ręki i…
Chciał coś
powiedzieć, ale nie był w stanie. Zanim zastanowił się nad tym, co robi,
przestąpił naprzód, wyciągając ku niej ramiona. Sądził, że ją wystraszy albo
doczeka się jakichkolwiek oznak oporu ze strony Liv, jednak nic podobnego nie
miało miejsca. W zamian dziewczyna przywarła do niego, pozwalając żeby ją
przytulił, zupełnie jakby tkwienie w uścisku stanowiło najoczywistszą
rzecz na świecie, a oni postępowali w ten sposób na co dzień. Wyczuł,
że zaczęła drżeć i to go zaniepokoiło, bo do głowy jak na zawołanie
przyszło mu, że właśnie doprowadził ją do płaczu – i to po raz kolejny –
ale kiedy w pośpiechu odchylił ją w swoich ramionach, chcąc przyjrzeć
się w twarzy, przekonał się, że chodziło o coś zupełnie innego.
I że Liv
się śmiała.
Uniósł
brwi, co najmniej zaskoczony jej reakcją – początkowo bezgłośną, ale tylko do
czasu. Dźwięk, który wydobył się z gardła dziewczyny, okazał się tak
niesamowicie melodyjny i radosny, że już niczego nie był w stanie
żałować, a już na pewno nie tego, że do niej przyszedł. Mocniej przygarnął
ją do siebie, pragnąć już tylko stać, obejmować Liv i słuchać tego, jak
się śmiała, tym samym mając absolutną pewność, że była bezpieczna. W tamtej
chwili uświadomił sobie, że tak naprawdę nigdy nie powinien jej zostawiać, a tym
bardziej pozwolić na to, żeby czekała aż tyle czasu. To wydawało się wręcz
niewybaczalne, a Damien pomyślał, że to prawdziwy cud, że ta krucha istota
w ogóle chciała go widzieć.
–
Przepraszam – wyrwało mu się, zanim zdążył zastanowić się nad doborem słow. To
jedno przyszło mu do głowy, choć gdyby miał wyjaśnić za co tak naprawdę ją
przepraszał, nie potrafiłby.
– Och,
Damien… – Liv posłała mu olśniewający uśmiech. Jej oczy lśniły prawie jak w przypadku
dziecka, któremu właśnie oświadczono, że gwiazdka w tym roku wypada o wiele
wcześniej. – Jesteś… Bałam się, że nie przyjdziesz – wyznała, ale nawet nie
zdawał sobie trudu, żeby drążyć i próbować zrozumieć pełen sens
wypowiedzianych słów.
– Ja…
Zaczął
gorączkowo szukać słów, które mógłby w tej sytuacji powiedzieć, ale w głowie
miał tylko i wyłącznie pustkę. Raz po raz przeczesywał włosy Liv palcami,
kurczowo tuląc dziewczynę do siebie i czując się tak, jakby po długich
poszukiwaniach w końcu udało mu się odnaleźć to, co z jakiegoś powodu
utracił – albo raczej tę. Od samego początku chodziło tylko i wyłącznie o tę
kruchą istotę, ufnie wtuloną w niego, cierpliwie czekającą i tak
bardzo niewinną… Nie chciał zastanawiać się nad sensem, a tym bardziej
tym, że właściwie widział ją na oczy po raz trzeci w życiu, bo to nie
miało znaczenia.
Czuł, że
nic z tego, co się działo, nie było istotne. Nie, skoro najważniejsza tak
czy inaczej pozostawała Liv.
Właśnie z tego
powodu się nie odezwał, w zamian robiąc ostatnią rzecz, którą wziąłby pod
uwagę, kiedy w pośpiechu wychodził z domu. Nie po raz pierwszy czując
się tak, jakby poruszał się jak w transie, ujął twarz dziewczyny w dłonie,
po czym łapczywie wpił się w jej usta. Z chwilą, w której poczuł
wargi Liv na swoich, a ta do tego wszystkiego momentalnie odwzajemniła
pieszczotę, poczuł się tak, jakby po długich latach błądzenia w końcu
wrócił do domu.
I, cholera,
to było dobre.
Hej! Mam ochotę zostawić tę część bez komentarza, bo naprawdę nie wiem, co powinnam Wam napisać. Po każdym kolejnym rozdziale mam w głowie pustkę i taka jest prawda. Co więcej, to wcale nie dlatego, że jestem z efekt niezadowolona, a wręcz przeciwnie – mam poczucie, że wszystko układa się tak, jak powinni, chociaż dla Was najpewniej wszystko stanie się jasne dopiero wraz z epilogiem.O ile mój plan nie ulegnie zmianie w trakcie pisania, to właśnie dotarliśmy do połowy. Zabawne, bo nigdy nie pisałam aż tak krótkiego i wciąż boję się, że wszystko popsuję. Mam za to świadomość, że najpewniej nigdy nie odnajdę się w takiej formie, ale warto próbować, prawda? Historia chodziła za mną wystarczająco długo, bym pozwoliła jej powstać. I wiem, że w jakimś stopniu poczuję satysfakcję, kiedy ją dokończy, z kolei ostateczną ocenę tak czy inaczej pozostawię Wam.Dziękuję wszystkim, którzy są i czytają. No cóż, do napisania!
Sen... Dla mnie to jednak nie był sen. Jestem bardziej skłonna stwierdzić, że to wspomnienie albo Damien potrafi patrzeć oczami tej istoty. A może widzi przyszłość? To by mi się wiązało z prologiem i na swój sposób widzę w tym sens, ale kto Cię tam może wiedzieć :P
OdpowiedzUsuńI w sumie znów nie wiem co mam powiedzieć więcej...
Oboje są w sobie zakochani, choć się nie znają, przynajmniej oficjalnie. Oczywiście ja uważam, że to ma drugie dno i nic nie jest takie, jak mogłoby się wydawać. Widocznie ich serca wiedzą znacznie więcej niż rozumy, pamięć.
Dobra... Nie gdybam więcej, tylko lecę dalej. Skoro już połowa, to teraz powinno być z górki i w końcu czegoś się dowiem więcej. Chociaż zapowiedziałaś, że dopiero epilog wszystko wyjaśni... Niedobra Ty ^^